TEATR "BAJ POMORSKI"
UL. PIERNIKARSKA 9, 87-100 TORUŃ
SEKRETARIAT: +48 56 652 24 24
SEKRETARIAT@BAJPOMORSKI.ART.PL
DZIAŁ ORGANIZACJI WIDOWISK
56 652 20 29, WEW. 55
ORGANIZACJA @BAJPOMORSKI.ART.PL Nr. konta bankowego (bilety) 23116022020000000061721102
Wspomnienie 33. TSTJA
Czekamy na relacje dotyczące zakończonych przed chwilą 34.Toruńskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora!
Toruńskie święto monodramu
Od kiedy pożegnano Wrocławskie Spotkania z Teatrem Jednego Aktora, najważniejszym miejscem monodramu stały się Toruńskie Spotkania Teatru Jednego Aktora – wielokształtna mozaika, którą od samego początku tworzą prezentacje mistrzów, debiutantów w tym gatunku i nagrodzonych na konkursach amatorów, a także jeden artysta z zagranicy. Jest jeszcze furtka dla torunianina, ale żeby została uchylona, musi tu powstać wartościowy monodram. Na scenie „Baja Pomorskiego” pojawiają się również powracający po latach aktorzy znani jeszcze z czasów, gdy w pięknym mieście Kopernika i pierniczków odbywały się nie Spotkania (jak obecnie), a Festiwal. O różnicy pomiędzy nimi opowiadał Wiesław Geras – twórca idei ruchu teatru jednoosobowego –– podczas konferencji dla dziennikarzy, która tradycyjnie zainaugurowała 33. Spotkania. Opowiadał także o długiej już historii ruchu, której prapoczątki narodziły się przeszło pół wieku temu właśnie w Toruniu, ale pomysł przeglądu nie został doceniony przez ówczesne władze miasta. Miejscem bardziej życzliwym okazał się Wrocław – tam zaczął pracę Geras i tam w 1966 roku doszło do realizacji inicjatywy: przeprowadzono pierwszy ogólnopolski przegląd teatralnych indywidualistów, przekształcony niebawem w festiwal. Dzisiejsze (od 2006 roku) Spotkania przejęły z festiwalowej formuły zasadę konfrontacji konkursowej – przyznawane są nagrody. Są też inne elementy tradycji: organizatorem jest „Baj Pomorski”, dyrektorem zaś „ojciec” idei, czyli Wiesław Geras.
Do tej pory były dwie nagrody – Związku Artystów Scen Polskich za wybitną kreację aktorską oraz Prezydenta Miasta Torunia Michała Zaleskiego za najlepsze przedstawienie. Ostatnia edycja przeglądu przyniosła powiększenie puli. Zapisem w testamencie, Antoni Słociński – wielki orędownik teatru jednoosobowego, ongiś członek Rady Artystycznej OFTJA i dyrektor Teatru „Baj Pomorski” – ustanowił na 10 lat nagrodę za wierność autorowi tekstu. Każdą z tych nagród przyznaje osobna Kapituła, której obowiązkiem jest sformułowanie uzasadnienia.
Prawdziwym objawieniem Spotkań była Lidia Danylczuk z Ukrainy ze spektaklem będącym adaptacją dramatu Różewicza Stara kobieta wysiaduje. Zapisała się w historii imprezy jako pierwsza laureatka nagrody im. Słocińskiego, jej również przyznana została nagroda ZASP. W tym drugim wypadku Kapituła zwróciła uwagę na oryginalne środki aktorskie pozwalające stworzyć postać ponadczasową i zarazem bliską dzisiejszemu widzowi, na niezwykłą ekspresję budującą wewnętrzną siłę i prawdę bohaterki opowieści. Istotnie, monodram Danylczuk jest dokonaniem mistrzowskim. Uderza i zachwyca wielobarwność i wielopłaszczyznowość postaci wykreowanej przez aktorkę. Podobnie rozmach kompozycji wypowiedzi, w której łączy elementy kultury niskiej, popularnej (ludowe przyśpiewki, lwowskie piosenki) z powagą myśli, kunsztem słowa i gestu, humor z trwogą, wzruszenie z ironią i kpiną. W ujęciu Danylczuk Różewiczowski dramat jest opowieścią o samotnej, bezdomnej kobiecie egzystującej przy stoliku w dworcowej restauracji, w której delektuje się przesłodzoną kawą z koniakiem, śpiewa piosenki i przygrywa na harmoszce. W ten pozornie beztroski byt z każdą chwilą coraz silniej wdziera się brutalna, przesiąknięta obojętnością i bezdusznością, pełna anachronizmów i różnorodnych konfliktów rzeczywistość, kreowana przez kolejne refleksje. Mimo to bohaterka potrafi odnaleźć urodę życia w drobiazgach i w świecie, który nosi w sobie. Jest przecież silna, niepokonana, pewna swoich racji. Bogate doświadczenie życiowe daje jej moc, sprawia, że nie jest postacią biadolącą i nieporadną, że nie poddaje się trudnościom życia. Choć pochodzi z ludu, nie obce są jej dojrzałe myślenie, świetna orientacja w realiach współczesnego świata, umiejętność zachowania dystansu, trafnego komentarza, oceny ważnych person odpowiedzialnych za kształt współczesnego świata. Jednak gdy ten sam świat – nieludzki, zły i niebezpieczny – staje się także doświadczeniem jej syna, wówczas bezsilna przeciągle zawodzi nad jego losem. Nic dziwnego, że Lidia Danylczuk jest pierwszą aktorką, która na toruńskiej scenie odebrała dwie nagrody podczas jednej edycji.
Drugim nagrodzonym jest Przemysław Bluszcz za spektakl Samospalenie. Kapituła Akredytowanych Dziennikarzy podkreśliła przede wszystkim wielowymiarowość spektaklu, w którym przeszłość przeplata się ze współczesnością. Za wartość uznała także aktorstwo nasycone skrajnymi emocjami, które dogłębnie poruszają. Monodram czerpie z wydarzeń z września 1968, kiedy to podczas centralnych dożynek na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie Ryszard Siwiec zamanifestował swój sprzeciw wobec interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji aktem samospalenia. Spektakl nie jest jednak zapisem ani jego historii, ani tamtych wydarzeń. Skupia się za to na wpływie tego, co się wówczas zdarzyło, na życie pewnego oficera Służby Bezpieczeństwa, który od tamtego czasu nie potrafił się odnaleźć. Bluszcz tworzy portret tego mężczyzny, ukazuje zawiłości jego dziejów i oddaje emocje jemu towarzyszące. I to z tej perspektywy patrzy na historię i współczesność. W przewrotny sposób, łącząc prawdę z fikcją, podąża do zaskakującego zakończenia, którym dodatkowo podkreśla mroczność... losów pewnej rodziny. Przekonująca kreacja aktorska oraz materiały historyczne, takie jak slajdy czy ostatnie nagranie przed aktem samospalenia powodują, że otrzymujemy przerażający obraz losów i jednostki, i społeczeństwa.
Obok nagrodzonych monodramów ciekawe kreacje stworzyły panie: Magdalena Drab, Beata Malczewska oraz Joanna Stanecka. Pierwsza zaprezentowała się w spektaklu zatytułowanym Curko moja ogłoś to, powstałym na podstawie motywów obecnych w obrazach Marii Wnęk – artystki sztuki naiwnej, „znanej po całym świecie”. Przyczynkiem do zgłębienia problemu kobiety, która uciekła w malarstwo od codzienności, od której odstawała, w malarstwo, które traktowała jako misję od Boga i możliwość spotkania się ze świętymi, jest wernisaż jej prac „w świecie”. Głos zabiera między innymi sama malarka, która opowiada o prezentowanych obrazach poprzez „życiorysy” pisane zwykle na rewersie obrazów, a zawierające przesłania i komunikaty z nieba, skargi na krzywdy, jakich doznała czy różnego rodzaju opinie. Jej opowieść jest niezwykle prosta, niepoprawna językowo, wręcz dziecięco naiwna, ale płynąca z serca. Magdalena Drab, oddając chaos myśli i odczuć swojej bohaterki, mówi niezwykle szybko, na wysokich tonach, krzykliwym wręcz głosem, pauzując w zadziwiających miejscach i stosując liczne powtórzenia. Monodram podporządkowany jest idei i praktyce sztuki związanej z poszukiwaniem jej uniwersalnego języka i łączeniem sztuk. Jest zatem i plastyczny, i muzyczny. Trójwymiarowe „repliki” obrazów, puszczane w ruch na gramofonie, utworzyły w tle swoisty teatr cieni. Za to pogłos mikrofonu, odgłosy gramofonu, różna wysokość natężenia głosu zbudowały jego warstwę muzyczną. Próba odnalezienia tej uniwersalności spodobała się toruńskiej publiczności. Aktorka została wyróżniona słownie przez dziennikarzy za poszukiwanie nowych środków wyrazu.
Niewątpliwie popisem kunsztu aktorskiego był występ Beaty Malczewskiej w autorskim, klasycznie zbudowanym monodramie zatytułowanym 6 sekund, opowiadającym o losach pewnej aktorki z dużym stażem zawodowym, z bogatym dossier niebagatelnych ról, rzuconą w sam środek świata kultury niskiej, w dodatku po przejściach w życiu osobistym. Historię tej bohaterki pokazała Malczewska z perspektywy relacji rodzinnych trzech pokoleń kobiet oraz w kontekście budowania przez nią zawodowego wizerunku na zupełnie nowych zasadach. Postaci swojej bohaterki oraz jej matki i córki budowała jednocześnie, wykorzystując przy tym trzy krzesła ustawione rzędem w pustej przestrzeni oraz różnorodne środki aktorskie. W pełnych humoru i drwiny scenach kursu tańca dla kobiet bez ograniczeń wiekowych oraz castingu do reklamy zamiast filmu Szekspirowskiego ukazała jej problemy, rozterki, ale także zmianę sposobu myślenia i odbierania świata. 6 sekund to monodram zabawny, ze szczyptą ironii i optymistycznym, jak w baśniach, zakończeniu.
Natomiast Cudzoziemka Joanny Staneckiej i w jej odczytaniu wciąga w historię kobiety, która oderwana od rodziców, w obcym kraju przeżywa zawód miłosny, który staje się przyczyną jej zimnego i wyrachowanego podejścia do mężczyzn, szczególnie pochodzenia polskiego. Stanecka pokazuje, jak urażona niegdyś duma może być przyczyną niechęci do ludzi, pogardy dla męża, poczucia samotności i niezrozumienia od najbliższych. Jednocześnie podkreśla, jak ważna jest tożsamość i bycie u siebie. Na scenie stale są obecne barwy narodowe, zamknięte w przewieszonych na fotelu częściach garderoby – białym welonie i czerwonym żakiecie – które towarzyszą bohaterce w różnych chwilach jej życia. Momentami ma się wrażenie, że aktorka trochę opowiada o samej sobie – kobiecie żyjącej na emigracji, która posługując się dwoma językami naprzemiennie, czasem nie zwraca uwagi, w którym się wypowiada, wszak oba są jej przynależne. Emocjonalny, wzruszający, z wątkami komicznymi i dramatycznymi monodram jest także historią o Polakach dzisiaj żyjących poza granicami kraju.
Ważną częścią Toruńskich Spotkań jest występ mistrza monodramu. Wszyscy czekali na najnowszy spektakl Ireny Jun i spotkanie z nią podczas warsztatów teatralno-edukacyjnych, niestety, zdrowie uwielbianej monodramistki nie pozwoliło jej na udział w TSTJA. Irenę Jun z dumą zastąpił jeden z jej ulubionych aktorów młodego pokolenia – Mateusz Nowak – dobrze znany widzom Spotkań. Przywiózł on najnowszy spektakl przygotowany jak zawsze ze Stanisławem Miedziewskim. Choć w repertuarze od niedawna, już został pokazany i to z sukcesem na kilku ważnych festiwalach zagranicznych. I nic dziwnego. Żertwa opowiada o stalinowskich więzieniach w Polsce i tym, jak byli w nich traktowani polscy więźniowie, szczególnie AK-owcy (spektakl inspirowany jest wspomnieniami Adama Woźniaka zawartymi w książce Zapluty karzeł reakcji), przez polskich oprawców. Nowak nie lubi tematów błahych i miałkich, więc i ten monodram nie należy do łatwych; ani w warstwie tematycznej, ani kompozycyjnej. Aktor skupił się na precyzyjnie wypowiadanym słowie, łącząc liryczne strofy Mickiewicza z wulgarnym językiem więziennym. Przez cały spektakl stał prawie nieruchomo w jednym miejscu, boso, zakopany w kupie piachu, ubrany tylko w kraciasty płaszcz. Przypominał osadzonego, nad którym znęcano się fizycznie i psychicznie, a który – żeby te katusze przetrwać i jakoś ulżyć swojemu cierpieniu – „zajmował” umysł na przykład recytacją Pana Tadeusza. Kiedy na wzór protoplasty swojego bohatera Nowak recytuje fragmenty epopei, ów płaszcz rozkłada w coś, co przypomina arras z arkadyjskimi scenami jeleni na rykowisku. Wygląda wówczas jak Chrystus rozpięty na krzyżu, który – podobnie jak bohater monodramu – cierpi niezasłużenie. Mocna, sugestywna, wstrząsająca i wzburzająca wypowiedź.
Klamrę Toruńskich Spotkań stanowiły pokazy pozakonkursowe, z czego pierwszy jest zawsze typową teatralną robotą, a drugi często bywa prezentacją z pogranicza, czyli występem scenicznym. Rozpoczęło się więc nostalgicznie i melancholijnie za sprawą Spowiedzi chuligana. Jesienin Andrzeja Grabowskiego, a zakończyło błyskotliwie i z humorem dzięki One Mąż Show Szymona Majewskiego. Grabowski zaprezentował klasyczny monodram (w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego), w którym wierszami Jesienina opowiadał o dojrzewaniu, poszukiwaniu siebie i swojego miejsca, przemijaniu. Wspomnienia wzmacniał album ze zdjęciami, który co jakiś czas przeglądał, oraz fotografie i pejzaże „zawieszone” na ścianie za sprawą multimediów. Upływ czasu podkreślała również wyświetlana pierwsza wersja tego monodramu z 1992, która korespondowała z wypowiedzią aktora ze sceny. Liryczności spektaklowi nadawały pieśni i zaśpiewy w wykonaniu samego Grabowskiego oraz bardzo prosto ale kunsztownie podawany tekst. Jednak monodram był nużący.
Z kolei Majewski pokazał się w monologu, którego sam nie śmiał nazwać monodramem. Stworzył historię bezgranicznie zakochanego męża, mierzącego się z humorami żony i schematami współczesnych relacji, a co za tym idzie – opowieść o życiu małżeńskim, w którym radości przeplatają się z kłopotami. Swoją wypowiedź zbudował z prawdziwych, przezabawnych sytuacji zaczerpniętych z własnego życia, a okrasił zdjęciami z rodzinnego albumu. Mistrzowsko przechodził od tego, co stanowi kanwę opowieści, do tego, co było jej przedmiotem, a wszystko dzięki zwyczajnemu gadaniu i naturalnej vis comice. Obu przedstawieniom nie brakuje ironii, sarkazmu i złośliwości, ale także ciepła, żartobliwości i wrażliwości.
Dopełnieniem monodramów były imprezy towarzyszące. Warsztaty teatralno-edukacyjne tym razem prowadził Mateusz Nowak. Spotkania Klubu Krytyki Teatralnej, jak zawsze, redaktor Tomasz Miłkowski, który rzeczowo i zabawnie rozprawiał o współczesnym teatrze; z racji rocznicy odzyskania niepodległości – o wspaniałych polskich aktorach. Wystawę fotografii aktorów występujących podczas Spotkań wypełniły ponownie prace Tomasza i Macieja Szwedów oraz Krzysztofa Zatyckiego.
Zamykając 33.Toruńskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora, wiceprezydent Torunia tradycyjnie zaprosił na następne, a przede wszystkim na jubileuszową edycję, która łączy się z setną rocznicą powrotu miasta do macierzy. WIdzów będą czekać kolejne uczty dla ducha, organizatorów – ogrom pracy, by sprostać oczekiwaniom i smakom gości.
Elwira Militowska