Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek SPOTKANIA to wydarzenie, na które zwłaszcza mali torunianie czekają cały rok. Bo choć w konwencji lalkowej zdarzają się i spektakle dla widzów dorosłych, z którymi artyści od czasu do czasu lubią też poflirtować językiem formy, to wiadomo, że misją tego przedsięwzięcia jest usatysfakcjonowanie dzieci.
Każdego roku poznajemy tu nowe, ciekawe pomysły na animowanych bohaterów; lalki, które trudno już zakwalifikować do czystego, określonego gatunku, zaszufladkować. I to we współczesnym teatrze lalkowym jest właśnie najciekawsze. Ta sztuka ewoluuje. W tym roku do Torunia zjechało czternaście teatrów polskich i zagranicznych. Pokazano szesnaście spektakli konkursowych. Widzowie w każdym wieku mogli się w ofercie tego festiwalu odnaleźć.
Wiadomo bowiem, że im wcześniej dziecko zetknie się ze sztuką, tym w przyszłości ta więź będzie trwalsza. Ostatnio pojawia się na scenach coraz więcej spektakli dla tzw. "najnajów", czyli publiczności w wieku żłobkowym. Na XXI i XXII SPOTKANIACH Włosi z Compagnii TPO Prato prezentowali tej widowni trudne do zapomnienia nawet przez dorosłych performensy "Malowany ogród", "Motyle", w których porywali dzieci na scenę do wspólnych działań. Na tegorocznej imprezie pojawiły się aż dwa adresowane do "najnajów" teatralne wydarzenia.
Niezwykle urokliwym i mądrym spektaklem dla tej kategorii wiekowej, w tym roku okazał się performens "blisko" w reżyserii Alicji Morawskiej- Rubczak z Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu. Reżyserka doskonale wyczuwa, jak dotrzeć do maleńkiego widza; nie przestraszyć go, ale oswoić z teatrem, którego on jeszcze nie rozumie, a odbiera tylko poprzez zmysły. Wyczarowywanie życia z wielkiego drewnianego jaja odbywa się powoli, przy akompaniamencie towarzyszącej dzieciom już od foyer łagodnej transowej muzyki Wacława Zimpla, tańcu Pauliny Giwer-Kowalewskiej i Filipa Meyer-Lütersa, a także poprzez delikatną formę zabawy, niekiedy inicjowanej przez same dzieci, choć przeważnie prowokowanej przez performerów. Jajo jest rozkładane, mieści w sobie następne, a tamto kolejne; wreszcie maluchy dostają do rączek małe, też rozkładane jajka. Na scenie w ogromnej przenośni dochodzi do zaistnienia i rozwoju płodu, wreszcie wykluwania się roślin i ludzi. Mnóstwo tu symboli trafiających do rodziców, a ciekawych wrażeń dzieci. To z jednej strony spektakl familijny, mający służyć zbliżeniu rodziny, a z drugiej strony przyciągnięcia najmłodszych dzieci do teatru.
Także instalacja "Tuliluli" z łódzkiego Teatru PINOKIO adresowana była do widowni, która w dużej mierze świat obserwuje jeszcze z pozycji leżącej. Stąd biały namiot, jakby moskitiera nad kołyską czy zaciągnięta buda wózka; płachta przypominająca ogromną kołdrę; poduszki; w górze niebo, migające światełka gwiazd. Świat pokazany tak, jak postrzega go niemowlak odgadujący tylko kształty, zafascynowany dźwiękami? I pantomima aktorek kojarząca się z baraszkującymi w pościeli maluchami. To oryginalne i subtelne przedstawienie zainspirowane wierszem Joanny Kulmowej w reżyserii Justyny Schabowskiej, ze scenografią Sylwii Maciejewskiej i muzyką Adama Świtały oraz ruchem scenicznym Michała Ratajskiego przedstawienie zrobiło duże wrażenie na dzieciach.
Drugie przedstawienie łódzkiego PINOKIA "Samograj" wg scenariusza, w reżyserii i ze scenografią Konrada Dworakowskiego oraz kostiumami Martyny Dworakowskiej, z muzyką Piotra Klimka i ruchem scenicznym Anatoliya Ivanova składanka performatywnych etiud pokazywanych za pomocą kompozycji złożonych z fragmentów ludzkiego ciała oraz piłeczek, kuleczek animowanych w tak perfekcyjny sposób, że widz nie dostrzega nitek, przy pomocy których są one poruszane, adresowane było już do trochę starszej widowni. To fantastyczna, właściwie afabularna, zabawa formą. Choć motywem przewodnim jest tu głos dziecka komentujący poszczególne sceniczne zdarzenia; dziecka swą wyobraźnią kreującego świat, który odbiorca kojarzyć może z formowaniem się kosmosu. Godna podziwu jest precyzja, z jaką aktorzy realizują swe zadania.
Przedszkolaków zachwycił inspirowany serialem telewizyjnym "Alf", "Różowy Gość", w reżyserii Jakuba Krofty z Teatru Lalek Guliwer z Warszawy. Z dwoma spektaklami przyjechał również do Torunia "Theater des Lachens" z Frankfurtu. Pierwsze, "Mały Wiatr" opowiada historię dorastania tytułowego bohatera do wyznaczonej mu przez naturę funkcji. Jest trudno. Nie może obejść się bez pomocy starszych. Ale, jak to w bajkach bywa, wszystko dobrze się kończy. Forma przedstawienia charakterystyczna jest dla teatru niemieckiego. Bogata. Ozdobne kipiące kolorem kostiumy z elementami zapożyczonymi z różnych epok. Mnóstwo rekwizytów. Przeważnie kojarzących się z ruchem powietrza, a więc dmuchawek, wiatraków, wiatraczków, nie brakuje nawet rozdmuchującego liście urządzenia w kształcie wielkiej wiatrówki. Pomysłowości twórcom przedstawienia na tym polu nie zabrakło. Najważniejsze jednak w tym spektaklu było to, że Mały Wiatr pokazano w postaci zabawnej lalki, której dwaj aktorzy, Björn Langhans i Arkadiusz Porada, dzięki ciekawej animacji, przydawali wdzięku kilkuletniego chłopca. Bianca Dümmler, autorka, Torsten Gesser, reżyser i Christof von Büren, scenograf stworzyli uroczy spektakl dla przedszkolaków. Urzekł on też dorosłą publiczność festiwalową.
Drugą inscenizacją tego teatru na SPOTKANIACH był "Książę Hamlet" Friedricha Karla Waechtera w reżyserii Clausa Overkampa ze scenografią Ulrike Langbein. Niezwykłe to przedstawienie losów duńskiego księcia na scenie. Komizm przeplata się tu z poezją. Rzecz pokazana jest bowiem przez pryzmat emocji dwóch "przyjaciół" młodego księcia- pacynki- Kacpra i maleńkiego pluszowego Misia. Ich animacje wzruszają najbardziej. Postaci Hamleta i Ofelii "grają" w przezabawny sposób, bardzo zręcznie prowadzone przez dwoje, a niekiedy nawet troje aktorów manekiny. Ale nie sposób też nie zauważyć komediowego aktorstwa planu żywego. Fakt, że aktorzy grający Gertrudę i ojczyma Hamleta posługują się czasami dość mało subtelnymi a chwilami nawet rubasznymi środkami, niektórych widzów może razić, ale o to w tym wszystkim właśnie chodzi - by pokazać odrażające cechy tych postaci.
Jak dalece martwy przedmiot, niewielkich rozmiarów lalka stolikowa, umiejętnie animowana może człowieka wzruszyć, jak ogromne wzbudzić w nim emocje, pokazali artyści z "Hop Signor Puppet Theatre" z Aten, Thanos Sioris i Evgenia Tsichlia, animując postaci dziecka, staruszka czy zwierzęcia w spektaklu "Żyrafa". Bez słów opowiedzieli historię przyjaźni chłopca i dziadka ze skarbonką w kształcie żyrafy. W pewnym momencie przestawała się już dla nich liczyć jej zawartość, a znaczenia nabierała sama obecność. Każdy z nich w duszy przydawał Żyrafie innych cech, swoją wyobraźnią ją uczłowieczając.
Co istotne dla tej niezwykłej animacji postaci chłopca i staruszka nie były to typowe lalki stolikowe. Po trosze wsparto je konstrukcją marionetkowego krzyża, ale w taki sposób, że dźwignia nie przesuwała się w pionie, ale w poziomie. Dzięki temu postaci nie podskakiwały, ale krocząc w bardzo naturalny sposób przesuwały stopy po płaszczyźnie stołu. Zginały ręce w barkach, łokciach, poruszały też dłońmi, palcami. A animacja Żyrafy, która w pewnym momencie rozrósłszy się w wyobraźni staruszka, grała samą, złożoną z licznych kręgów, szyją! Tego przedstawienia z całą pewnością nikt, kto je widział, nigdy nie zapomni. Podobnie, jak umierającej na ubiegłorocznych SPOTKANIACH animowanej przez Elżbietę Bielińską gęsi zaprzyjaźnionej z własną śmiercią w spektaklu będącym wspaniałą adaptacją książki Wolfa Elbrucha "Gęś, śmierć i tulipan" " w reżyserii Marcina Jarnuszewicza. Tyle, że w "Żyrafie" oprócz tkliwości i zauroczenia, dochodzi podziw dla niezwykłej konstrukcji lalek, wymagającej od animatorów przeogromnej precyzji.
"Szelmostwa Skapena" Moliera w tłumaczeniu Tadeusza Boya- Żeleńskiego, w reżyserii Pawła Aignera, ze scenografią Pavela Hubički i muzyką Piotra Klimka przywiezione na festiwal przez Opolski Teatr Lalki i Aktora zniewoliły widzów przede wszystkim swą urodą plastyczną. Scenografia, kostiumy, maski jak z komedii del' arte, wysoce artystyczne operowanie światłem. A cały ten sceniczny świat odbijający się w wielkiej lustrzanej ścianie mówi widzom, że problemy bohaterów i ich dotyczą. No i cudowne ogrywanie symbolizujących kult posiadania, zachłanność skąpstwo, worów, worków i woreczków w różnych momentach, w najrozmaitszy sposób.
We wspaniałą oprawę plastyczną wyposażył też Pavel Hubička "Trzy baśnie dla łotrów" Vlastimila Peški z Divadla Radost z Brna. Pięknie prowadzone przez Evę Lesákovą i Viléma Čapeka lalki stolikowe zachwycały oryginalnością, miniaturowy świat wyczarowywany na blacie starej maszyny do szycia nawiązuje do dawnych teatrzyków kukiełkowych tylko rozmiarami, albowiem jest autorską wizją plastyczną scenografa.
W "Królu Maciusiu Pierwszym" z Teatru Lalek Banialuka z Bielska- Białej w adaptacji i reżyserii Konrada Dworakowskiego dominują ludzie i bryły. Marika Wojciechowska wyposażyła scenę w ogromne klocki, ustawiane w różnych konstelacjach, tworzące symbole i nadające poszczególnym scenom różnej wymowy. Tekstu jest niewiele. Dociera do nas z off-u. To spektakl o dorastaniu, relacjach dzieci z dorosłymi. Ale nie tylko. Także o władzy. Niedwuznacznym wsparciem dla wymowy przedstawienia jest monstrualnych rozmiarów korona, której mały chłopiec nie jest w stanie udźwignąć. Potem owo insygnium władzy ze sceny na scenę maleje. Król dorasta. Jest też tu trochę mniej lub bardziej czytelnych aluzji politycznych. Urzeka w tym spektaklu muzyka Piotra Klimka. Np. podczas zmagań się Maciusia z koroną rytmicznie powtarzający się motyw kojarzy się z wysiłkiem Syzyfa. Wolne tempo, długie, wijące się dźwięki podkreślają wymowę sceny pętania młodego króla zwojami płóciennych pasów. Muzyka zastępuje w tym przedstawieniu słowa. To raczej widowisko dla starszych dzieci.
Niezwykłym, porywającym artyzmem i oryginalnością formy, spektaklem były "Opowieści z niepamięci" Teatru Animacji z Poznania. Rzecz oparta na prasłowiańskiej demonologii i zapomnianych legendach sprzed wieków urzekła widzów nie tyle może odbiegającą czasem od logicznej konsekwencji fabułą, co plejadą niezwykłych animowanych form plastycznych, jakby z ciasta lepionych na oczach widzów; nie to postaci, ni kostiumów, które aktorzy na siebie wdziewali, a które mówiły, śpiewały, wykonywały nawet dość skomplikowane ewolucje ruchowe, przy czym nie kryły całkowicie zagarniętych w siebie artystów, tancerzy. Duda Paiva jest autorem koncepcji, projektów lalek, reżyserem i choreografem, można zatem powiedzieć, że właściwie autorem tego niepowtarzalnego zjawiska. Oczywiście nie sposób nie wspomnieć o kompozytorze Dawidzie Dąbrowskim i twórcy świateł Michale Krugiołce i Pawle Strumińskim (ATB), którzy wspierali nastrój poszczególnych scen to podkreślając ich grozę, albo liryzm, to znów komediowość czy groteskę.
Pięknie zaprojektowane, wykonane i animowane, były one także w przedstawieniu "Mój Mały Książę" z Starego Teatru Karola Spisaka z Nitry na Słowacji, gdzie Jiří Jelínek zrealizował kabaretowo- musicalowy spektakl dla dzieci na podstawie słynnej książki Antoine'a de de Saint-Exupéry' ego. Zniewolił widzów niezwykłym artyzmem spektakl naszych wschodnich sąsiadów. Theatre Karlsson Haus z Petersburga zaprezentował bardzo pięknie poetycką a zarazem zabawną "Opowieść o Wani i tajemnicach rosyjskiej duszy" w reżyserii Aleksieja Leliawskiego, ze scenografią Aleksandra Warchamiejewa, światłem Aleksieja Czukanowa i muzyką Leonida Pawlenoka. Ale zabawną tylko powierzchownie. Bo tak naprawdę to wielka parabola o zniewolonym totalitaryzmem społeczeństwie, które wcale nie tęskni za wolnością. Choć wiele tu rosyjskich baśniowych realiów, aluzji do biblijnych przypowieści, prawdą jest, co narrator mówi na początku, że to zdarzyć się może wszędzie. Opowieść o Wani i Smoku snuta jest poprzez bardzo ciekawe i oryginalne operowanie aktora prostymi figurkami, które on ożywia i indywidualizuje własnym głosem, oddechem, mimiką. Michaił Szełomiencew cały ten baśniowy klimat wyczarowuje poprzez własne ciało z bardzo głębokiego wnętrza; przy delikatnym tylko wsparciu bałałajki. Co więcej, działając na niewielkim skrawku sceny swą charyzmą poraża publiczność aż po ostatnie rzędy. Pomysłowe wykorzystywanie rekwizytów, jak wyzierająca spomiędzy wałków miniaturowego magla długa czerwona rękawica imitująca paszczę Smoka, przydają komizmu, ale wymowa całości, mimo pozornie szczęśliwego zakończenia wcale nie jest zabawna. Pozytywni bohaterowie umierają, a wolne, jako ptaki, odlatują tylko ich dusze. Myślę, że dwoje młodych, kochających się ludzi wolałoby jednak pożyć jeszcze "długo i szczęśliwie"
Przepięknie wysublimowana w formie i niezwykle poruszająca emocje okazała się instalacja krakowskiego Teatru Figur "Hulyet, Hulyet", którą na podstawie koncepcji i scenariusza całego zespołu wyreżyserowały Dagmara Żabska i Alla Maslovskaya, a scenografię zaprojektowały Agnieszka Polańska, Beata Klimkowska i Edyta Stajniak. W spektaklu posłużono się przedmiotami, pamiętnikami, fotografiami znalezionymi po wojnie na terenie getta w Krakowie. Przedstawienie ma konstrukcję mansjonową. Rozgrywa się przy tym w niemalże absolutnej ciemności. Publiczność wraz z twórcami wędruje od stacji do stacji. Najbardziej wzruszają sceny pokazywane na zasadzie teatru cieni. Artyści posługują się różnego typu źródłami światła, niekiedy przepuszczając jego wiązki przez kolorowe witrażyki. Na ekranie ruiny domów, na tle których wykonując różne ewolucje starając się powrócić do równowagi jakby przetrącony dziecięcy rowerek. Być może własność kilkuletniego chłopca, którego samotną sylwetkę oglądamy na fotografii. Rowerek symbolizuje jego życie.
Poprzez wycięte z papieru sylwetki dzieci i rodziców, w wielkim skrócie, bez dosłowności, ale w sposób niezwykle poetycki opowiedziana jest też historia żydowskich rodzin. Od wyrzucenia z mieszkania po śmierć w getcie. Dobrze ten spektakl został wymyślony i że trafił na festiwal. Dotyka bowiem tematu, o którym żadnemu pokoleniu nigdy nie wolno zapomnieć. Część toruńskiej publiczności nagrodziła stojącą owacją "Dziady. Noc druga", w reżyserii Piotra Tomaszuka z Teatru Wierszalin z Supraśla.
Najlepszym przedstawieniem na tym festiwalu (GRAND PRIX) okazała się jednak inscenizacja Wrocławskiego Teatru Lalek, oparta na znakomitym, uhonorowanym nawet Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną, tekście Artura Pałygi "W środku słońca gromadzi się popiół". Rzecz opowiada o ludzkich dramatach, tragicznych doznaniach, psychicznych cierpieniach, lękach, traumach i obsesjach. Konstrukcja spektaklu jest szufladkowa. Kilka z pozoru niepowiązanych z sobą scen. W jednej np. córce z prochów tragicznie w pożarze zmarłej matki przychodzi identyfikować jej tożsamość, w innej wścibscy dziennikarze niszczą nadzieję na wyzdrowienie w nieuleczalnie chorej kobiecie, to znów ojciec chłopca w stanie śpiączki za wszelką cenę stara się wierzyć w jego wyzdrowienie, a nadopiekuńcza matka innego dziecka obsesyjnie boi się o jego bezpieczeństwo. Wszyscy ci ludzie są mieszkańcami tego samego osiedla. Mieszkają na różnych piętrach usytuowanych na proscenium zminiaturyzowanych betonowych wieżowców. Ale jest coś, co ich losy i sceny, w których się pojawiają wiąże - szukanie siły sprawczej, przyczyny takiego a nie innego splotu okoliczności, pytanie o jakiś Absolut. Pozostawione oczywiście bez odpowiedzi.
Tym niebanalnym rozważaniom towarzyszy równie interesująca oprawa plastyczna, muzyczna i znakomita gra aktorska. Ale najważniejsze są tu niezwykle oryginalne lalki. Płomyka i Iskierkę uosabiają np. twarze otoczone pomarańczowo- czerwonymi i żółtymi strzępami tiulu. Osierocona dziewczyna trzyma na kolanach nagą lalkę z własnymi rysami twarzy. Jej porcelanowe oczy są ruchome i to one, spoglądając się w różne strony wyrażają dramat swojej bohaterki. Lalki chwilami przerażają. Ich ręce i nogi zwisające obok tułowia skonstruowane są z oddzielnych elementów. Poruszane są ręką aktora poprzez wbudowane od tyłu odpowiednie dźwignie.
Interesująco prezentuje się tu nie tylko muzyka, ale cała warstwa dźwiękowa stworzona do spektaklu przez Sambora Dudzińskiego; np. szeleszczenie opakowaniami po chipsach i rozgniatanie ryżowych wafli do złudzenia kojarzy się z dźwiękami płonącego ognia. Spektakl wywarł przeogromne wrażenie na odbiorcach.
Tegoroczne SPOTKANIA, to istotnie wielki festiwal lalek! Dobrze, że lalki tak tłumnie wracają do teatrów. Wszakże sztuka lalkarska cały czas rozwija się, tworząc coraz to nowe sposoby konstruowania i animowania tych z pozoru tylko martwych przedmiotów. Na tym festiwalu dało się zauważyć, że profesjonalnie i z wyobraźnią prowadzone lalki niekiedy bardziej potrafią poruszyć nawet dorosłych widzów, niż artyści w tzw. żywym planie. Oczywiście nie znaczy to, by inne formy plastyczne z teatrów dziecięcych eliminować. Chodzi tylko o to, by lalka nie znikła ze sceny.
--
Na zdjęciu: "W środku słońca gromadzie się popiół", Wrocławski Teatr Lalek
4. SPOTKANIA z koroną na głowie
,,Menażeria"
07.11.2017
Bez wątpienia największymi wydarzeniami 24. edycji Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Lalek SPOTKANIA organizowanego przez Teatr „Baj Pomorski” były konkursowe spektakle „Opowieści z niepamięci” Teatru Animacji z Poznania i „Dziady. Noc druga” Teatru Wierszalin. O ile to drugie przedstawienie (z naprawdę „Wielką Improwizacją” Rafała Gąsowskiego) nie otrzymało w Toruniu żadnej nagrody (choć zrealizowane było bardziej wieloaspektowo niż „Dziady. Noc pierwsza”), to spektakl lalkowy w reżyserii Dudy Paivy wrócił z grodu Kopernika do Poznania z dwiema ważnymi nagrodami.
Gąbki prasłowiańskie
Wygrały lalki, te największe – przewyższające czasami o trzy głowy aktorów, gąbczaste zabawne i jednocześnie przerażające! Bohaterowie baśni: Płanetnik, Kłobuk, Bezkość i Baba, przybliżający młodzieży prasłowiańskie legendy, niewątpliwie przyczynili się do tego, by spektakl został uznane przez Jury dziecięce (Oliwia Guranowska, Patrycja Prusakiewicz, Martyna Stępień, Kajetan Łęgowski i Marcel Pacuła) za ,,najlepsze przedstawienie dla dzieci'' i otrzymał Nagrodę Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego. Dzieci porwała przede wszystkim atmosfera magii i grozy przyprawiana na przemian to humorem, to złowrogim klimatem. Aktorzy Teatru Animacji nie zamierzali jednak straszyć młodych widzów. Niezwykle umiejętnie wchodzili bowiem z nimi w dowcipną interakcję, z której widzowie zapamiętają zapewne na długo postać Jędzy, za którą Sylwia Koronczewska-Cyris (przy współudziale Julianny Dorosz i Marcela Górnickiego) otrzymała nagrodę za najlepszą rolę kobiecą od Jury profesjonalnego (Tomasz Mościcki, Mikołaj Malesza, Anita Nowak, Karol Suszczyński i Marzena Dobosz). Z pewnością mocną stroną tego spektaklu jest także jego warstwa muzyczna z kompozycjami Dawida Dąbrowskiego wykonywanymi zarówno przez cały zespół, jak i solo – szczególnie arcypięknie w językach białoruskim i rumuńskim śpiewała białym głosem Julianna Dorosz.
Trans-Maciuś
Jednakże za warstwę muzyczną Jury profesjonalne, przyznało nagrodę Piotrowi Klimkowi – autorowi muzyki do spektaklu „Król Maciuś Pierwszy” w reżyserii Konrada Dworakowskiego zrealizowanego w Teatrze Lalek Banialuka w Bielsku-Białej. W trzech czwartych przedstawienia to właśnie industrialna i demoniczna muzyka Piotra Klimka zaważyła na wręcz performatywnej koncepcji inscenizacyjnej motywów z powieści Janusza Korczaka: grą obrazami, bez słów, z niesamowicie sprawną animacją ogromnych, szarych brył i masek. Scenografia do tego przedstawienia przygotowana przez Marikę Wojciechowską również pozostawiła po sobie obrazy niezwykłych scen: jak choćby „koronacji” Maciusia ciężką stalową koroną o średnicy wielkiego stołu! Powierzenie głównej roli młodemu aktorowi, Mateuszowi Barcie, także okazało się reżyserskim strzałem w dziesiątkę: jako że aktor niezwykle przejmująco oddał samotność przygniecionego koroną Maciusia oraz wzruszająco wszedł w interakcję z młodą publicznością. Szkoda tylko, iż podana przez Teatr Lalek Banialuka granica wieku 10+ utrudniła choćby piątoklasistom pełny odbiór przesłania ukrytego w tej nader niekonwencjonalnej inscenizacji. To spektakl dla zdecydowanie starszych dzieci i młodzieży.
Niemiecki Teatr Śmiechu
Królewska korona, widoczna na plakacie tegorocznych SPOTKAŃ (jego autorem jest Krzysztof Białowicz) pojawiła się także na głowie króla Klaudiusza (Thorsten Gesser) w przedstawieniu „Książę Hamlet” Friedricha Karla Wächter’a przybyłym na SPOTKANIA z Theater des Lachens z Frankfurtu nad Odrą (reżyseria Claus Overkamp). Goście z Niemiec wyjechali wprawdzie z Torunia bez nagrody, ale pozostawili publiczności wspomnienie niezwykłej wrażliwości, poczucia humoru i rzadko dziś oglądanego w Polsce, a bardzo popularnego za naszą zachodnią granicą Puppentheater – z maleńką sceną z kurtynką i występującymi na niej pacynkami. W „Księciu Hamlecie” była to lalka Kaspara – postaci mega-charakterystycznej dla tego stylu i zwykły… Misiek pluszowy – Teddy. Niesamowicie zabawne komentarze tych dwóch przyjaciół dziecięcych zabaw księcia Hamleta (przepięknie animowanej lalki), zastąpienie nimi postaci Rosencrantza i Guildensterna, sprośne gagi przypisane teatrowi ulicznemu (szczególnie Klaudiusza i Gertrudy – Irene Winter) i zabawne pomyłki językowe Arkadiusza Porady w języku niemieckim, były dla widzów władających mową Goethego świetną zabawą! W oprawę muzyczną swojego spektaklu goście zza Odry wpletli spokojne piosenki Nicka Cave’a i gitarę elektryczną, na której „grał” zakochany w Ofelii Hamlet, czyli Björn Langhans.
Dzień wcześniej Theater des Lachens młodszym dzieciom (4+) zaprezentował swoje zdecydowanie odmienne w stylistyce przedstawienie – „Mały Wiatr” (reżyseria: Torsten Gesser). Tu praktycznie bez słów dwaj aktorzy Porada i Langhans, stoczyli zabawny bój o opiekę nad smutnym Małym Wiatrem, którego starsi bracia – wiatry czterech stron świata zupełnie o nim zapomnieli. Dwaj aktorzy w prześlicznie barwnych kostiumach, które stworzył Christof von Büren, przez 50 minut przedstawienia nieustająco komicznie prześcigali się w „czarowaniu” uroczej lalki Małego Wiatru, by w finale zasiąść wspólnie i już w zgodzie obserwować jedyny w swoim rodzaju, przecudny taniec materii, poruszanej przez wentylatory.
Kosmita w kolorze róż
W „Małym Wietrze” jeden z bohaterów komunikował się z nim powtarzalnym dźwiękiem „na-na-na”, a podobne i jeszcze bardziej zabawne tony wydobywał z siebie kosmita w przedstawieniu Marii Wojtyszko „Różowy Gość” zrealizowanym w stołecznym Teatrze Guliwer. Grający go Tomasz Kowol wyraźnie skradł serca maluchów z przedszkola BimBamBom, które po raz pierwszy w dziejach SPOTKAŃ przyznały mu nagrodę za „postać najbliższą sercu dzieci z toruńskiej placówki”. Nie ma się co dziwić – ta pogodna postać odbijała jak w zwierciadle nienasyconą miłość do wszystkich członków „zmuszonej” ją gościć rodziny i przedstawiała w krzywym zwierciadle ich wszelkie śmiesznostki. W swej koncepcji reżyserskiej Jakub Krofta natomiast popisowo prostymi, humorystycznymi środkami połączył klimat kina niemego z „Gwiezdnymi wojnami”. Poza tytułową najciekawiej w tej konwencji ustawioną była rola Mamy granej przez Izabellę Kurażyńską, początkowo przerażoną maksymalnie różowym stworem, a w finale już zapalczywie walczącą o wolność kosmicznego przyjaciela familii.
Wania i bałałajka
Z dwiema nagrodami powrócił do Rosji Michaił Szełomiencew, który otrzymał od Jury profesjonalnego nagrodę za najlepszą rolę męską 24. SPOTKAŃ. Zdecydowanie zasłużenie: aktor w swym monodramie „Opowieść o Wani i tajemnicach rosyjskiej duszy” z zadziwiającą wrecz precyzją animowania maleńkich drewnianych lalek i talentem mimicznym, skupiania na sobie pełnej uwagi u dorosłej publiczności, zachwycił wszystkich! Artysta z Theatre Karlsson Haus w Petersburgu opowiedział nam historie znane z rosyjskiego folkloru, z występującymi w nim postaciami dziada, baby smoka i cud-dziewczyny. Wszystkie te opowieści przekazał z punktu widzenia wszystkowiedzącego gawędziarza, ujmującą przy tym animacją figurek poruszanych za pomocą drutów, linek i świątków umieszczonych w małej kapliczce. „Kieszonkowa” wręcz scena zdecydowanie ograniczająca aktora, jego muzykalność, zdolność zmieniana głosów i perfekcyjna gra oczarowały także Jury Związku Artystów Scen Polskich (Henryka Korzycka, Maria Przybylska, Agnieszka Niezgoda, Władysław Owczarzak), które przyznało aktorowi Nagrodę Aktorską ZASP im. Jana Wilkowskiego w dziedzinie animacji lalkowej.
Eksperyment z popiołem wygrywa
Nagrodę za najlepszą reżyserię otrzymała Agata Kucińska za przedstawienie „W środku słońca gromadzi się popiół” z Wrocławskiego Teatru Lalek, które otrzymało także GRAND PRIX 24. MFTL SPOTKANIA ufundowaną przez Prezydenta Miasta Torunia. Decyzja Jury zaskoczyła wielu widzów, bowiem przedstawienie to jest swoistym eksperymentem teatru lalkowego dla dorosłych, nie dla każdego przystępnym. Zderzenie tematów bardzo bolesnych (śmierć w pożarze, urodziny sparaliżowanego nastolatka czy umierająca na raka kobieta), zderzenie ze specyficzną groteską, improwizowaną zabawę słowem, całą masą rekwizytów, lalek, efektów specjalnych i umieszczenie ich w scenerii makiet wieżowców (scenografia: Mirek Kaczmarek) – wszystko to wydaje się dość specyficznym oddaniem ubóstwa ludzkiej egzystencji podglądanej i zawieszonej gdzieś obok czasu. I w takiej też konwencji autorskiej Agata Kucińska zrealizowała swój spektakl: jej opowieść pozbawiona jest standardowej fabuły. Reżyserka łączy plany z gry zmarłej w pożarze Lucy z Iskierką i Płomykiem z życiem w blokowisku. Kucińska stara się pokazać kwestię przechodzenia w świat umarłych. Tylko cała ta niezwykła koncepcja oparta na tekście Artura Pałygi gdzieś się rozchodzi w szwach: w chaosie scen (niektórych pięknych), w niejasnej, choć słonecznej postaci wciśniętej w olbrzymi złoty balon (Radosław Kasiukiewicz) mającej za zadanie porządkować to zamieszanie na scenie. Widz po spektaklu pozostaje jednak mocno skonsternowany. Działo dużo się, ale emocji tu nie było. Cóż, jak to na wielu festiwalach, werdykty są po to, by się można było z nimi czasami nie zgadzać.
Żyrafa o pięknych oczach wyróżniona
Jury profesjonalne przyznało także trzy wyróżnienia, m.in. dla zespołu Hop Signor Puppet Theatre z Aten za przedstawienie „Żyrafa” za „poezję animacji i ponadprzeciętne pomysły konstrukcyjne lalek”. Niemy, minimalistyczny projekt greckich aktorów ponownie zachwycił toruńską publiczność (artyści: Thanos Sioris i Evgenia Tschichia byli już w Teatrze „Baj Pomorski” na 21. SPOTKANIACH w 2014 roku ze spektaklem „Tabula Rosa”). Wówczas nie zdobyli serc jurorów, być może z powodu skromniutkiej scenografii. Tym razem artyści także zagrali na Małej Scenie i również bez fajerwerków, za to z przepięknymi drewnianymi lalkami stolikowymi, animowanym wręcz wzruszająco. Pozostałe wyróżnienia otrzymali: twórcy przedstawienia krakowskiego Teatru Figur „Hulyet, Hulyet” – poetyckiej opowieści w formie teatru cieni o życiu w krakowskim Getcie oraz dwoje tancerzy (Paulina Giwer-Kowalewska i Filip Meyer-Lüters) za spektakl dla Naj-najów „Blisko” o rodzicielstwie i wszystkich znaczeniach, które ono ze sobą niesie, poruszającym niezwykle dziecięce zmysły. Warto zwrócić uwagę, że nie był to jedyny projekt pokazany na tegorocznych SPOTKANIACH i przeznaczony dla najmłodszych widzów (również Teatr Pinokio z Łodzi pokazał rodzaj instalacji teatralnej „Tuliluli”).
Rozczarowanie 24. SPOTKAŃ
W drugim dniu Festiwalu przed zaproszonym do Teatru „Baj Pomorski” w Dzień Edukacji Narodowej dyrektorami i nauczycielami toruńskich szkół swój spektakl, wyreżyserowany przez Pawła Aignera „Szelmostwa Skapena” w konkursie zaprezentował Opolski Teatr Lalki i Aktora. Z poprzedniej edycji zespół powrócił do Opola z nagrodą Jury dziecięcego za bardzo udane przedstawienie „Trzej Muszkieterowie”. Na tychże SPOTKANIACH obejrzeliśmy także inne przedstawienie w tej samej reżyserii: „Kandyd – czyli optymizm” Białostockiego Teatru Lalek, który wróżył już specyficzne upodobanie Pawła Aignera do osaczenia widowni wręcz galopowaniem aktorów na scenie, śmigania rekwizytami i cwałowania z tekstem, co w „Szelmostwach Skapena” okazało się już zbyt skondensowaną dawką pośpiechu i po godzinie (także z powodu aktorów grających w maskach jak z komedii del' arte i co za tym idzie niesłyszalnego wypowiadanego przez nich tekstu) stało się odbiorem trudnym do wytrzymania. Naprawdę szkoda. Jedynym nagrodzonym twórcą jest Pavel Hubička za scenografię do tego spektaklu (także za oprawę plastyczną do „Trzech baśni dla łotrów” z Divadla Radost w Brnie, w której scenę wyczarowywał na blacie starej maszyny do szycia, nawiązując do dawnych teatrzyków kukiełkowych).
Tegoroczna, 24. edycja Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Lalek SPOTANIA przejdzie do historii przede wszystkim z powodu zdecydowanie większej liczby przedstawień z udziałem lalek: animowanych nie tylko w różnych technikach, ale i bardzo nowocześnie ożywianych. To także wyraźny regres wszelkich multimediów zastępujących często scenografię. Tym samym mali widzowie mieli większe pole do uruchomienia swojej wyobraźni, choćby w tak „skromnych”, niemych spektaklach, jak wspomniane już „Żyrafa” „Mały Wiatr” czy „Różowy Gość”. Organizatorzy w tym roku zadbali również o szereg wydarzeń towarzyszących SPOTKANIOM, jak m.in.: wernisaże wystaw malarstwa jurora Mikołaja Maleszy i lalek Jolanty Królikowskiej, wiele warsztatów – od plastyczno-teatralnych dla Naj-najów, przez lalkowe po krytyki teatralnej. Studenci chyba w tych ostatnich nie uczestniczyli, ponieważ dało się zauważyć niestety spadek poziomu recenzji i ich korekty pisanych do „Kuriera Festiwalowego”.
Na wysoce komicznym, momentami zupełnie surrealistycznym poziomie pozostała Bajowa telewizja, czyli 4 sezon „Spotkania TV” prezentująca przygody redaktor Waleriany z niesfornymi lalkarzami! Cieszy także, że na MFTL SPOTKANIA wróciła scena muzyczna z dwoma koncertami: akustycznej machiny instrumentalnej „Pozytywna Samograjka” Krzysztofa Pardy i dużo głośniejszym od niej koncertem zespołu Jedyni Prawdziwi The Kalesons w finale Festiwalu. Na koniec drobiazg, ale jakże ważny na wszelkich festiwalach: ponownie było gdzie się spotkać, by wymienić po-spektaklowe myśli w pobliskim Klubie NRD. Byle tak dalej i do zobaczenia na 25. jubileuszowej edycji SPOTKAŃ!
5. Spotkania Lalek całkiem na serio
Grzegorz Giedrys
Gazeta Wyborcza nr 254/31.10-01.11
02-11-2017
«Międzynarodowy Festiwal Spotkania to okazja do obejrzenia najciekawszych zjawisk, które pojawiają się w teatrach lalek w całej Europie.
Do Torunia co roku przyjeżdża kilkanaście teatrów z różnych zakątków Europy, by pokazywać przedstawienia, których głównym aspektem jest animacja lalkowa. Wbrew stereotypom panującym w Polsce, Spotkania nie są wydarzeniem adresowanym wyłącznie do najmłodszej publiczności. W ciągu tygodnia przed południem festiwal prezentuje spektakle dla młodych widzów, zaś wieczorem odbywają się widowiska dla dorosłych.
Spotkania są okazją do zaobserwowania, jak zmienia się teatr lalkowy i jak różne mogą być elementy poddawane animacji: od klasycznych marionetek aż po projekcje multimedialne.
Festiwal w tym roku zaczął się 13 października, a zakończył 21 października. W programie 24. edycji pojawiły się teatry ze Słowacji, Niemiec, Grecji i Rosji. W sumie zobaczyliśmy 21 spektakli, w tym aż 16 konkursowych. Poza rywalizacją zaprezentowali się gospodarze z toruńskiego Baja Pomorskiego, którzy pokazali cztery przedstawienia. Głównym mecenasem całego wydarzenia jest Urząd Miasta Torunia.
Wygrywa spektakl dla dorosłych
Festiwal od początku odbywa się w formule konkursu. Nagrodę główną w wysokości 15 tys. zł otrzymało w tym roku przedstawienie "W środku słońca gromadzi się popiół" [na zdjęciu] Wrocławskiego Teatru Lalek. Agata Kucińska, która zrealizowała ten spektakl, zdobyła nagrodę za reżyserię. Punktem wyjścia jest tragiczna śmierć Lucy, która ginie podczas pożaru we własnym mieszkaniu. Widzowie zastają ją w chwili przechodzenia ze świata żywych w inny wymiar. Historia Lucy przeplata się z losami innych osób, które na swój sposób także doświadczają końca świata.
Najlepszą scenografię przygotował Pavel Hubicka, który pracował nad dekoracjami do przedstawień: "Szelmostwa Skapena" Opolskiego Teatru Lalki i Aktora oraz "Trzy baśnie dla łotrów" Divadla Radost z Brna. W przypadku pierwszej z tych sztuk czeski plastyk inspiracje czerpał z tradycji włoskiej commedia delParte.
Najlepszą ścieżkę dźwiękową stworzył Piotr Klimek, który skomponował muzykę do widowiska "Król Maciuś Pierwszy" Teatru Banialuka z Bielska-Białej. Najciekawszą rolę żeńską zdaniem jurorów przygotowała Sylwia Koronczewska-Cyris, która wystąpiła w sztuce "Opowieści z niepamięci" Teatru Animacji z Poznania,
Nagrodę dla najlepszego aktora otrzymał zaś Michaił Szełomiencew, który zagrał w "Opowieściach o Wani i tajemnicach rosyjskiej duszy" Theatre Karlsson Hauz w Petersburgu. - Jednoosobowy spektakl, grany znakomicie przez Michaiła Szełomiencewa i cały ensemble prostych drewnianych figurek w dość klaustrofobicznej przestrzeni, był nie tylko okazją do zademonstrowana efektownych działań animacyjno-lalkarskich, świetnej pracy aktorskiej, ale i przejmującej refleksji o naturze ludzkiej - tak opisywał to widowisko Marek Waszkiel w piśmie "Teatr Lalek".
Rosjanin otrzymał specjalną nagrodę przyznaną przez Związek Artystów Scen Polskich. Jury przyznało również trzy równorzędne wyróżnienia dla zespołów: Hop Signor Puppet Theatre z Aten, Teatru Figur z Krakowa i Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu.
Festiwal wszechstronności
Spotkania to impreza, która zawiera w sobie wiele różnorodnych wydarzeń. Przegląd szczyci się renomą zjawiska wielogatunkowego i nie ogranicza się do pokazywania tylko teatru lalkowego, lecz prezentuje wszelkie zjawiska w sztuce, których adresatem jest dziecko. 13 października podczas festiwalu odbył się XIV Przegląd Teatrów Osób Niepełnosprawnych "Innym Okiem", podczas którego widzowie zobaczyli 11 spektakli. Na Spotkaniach swoje prezentacje pozakonkursowe mają studenci szkół teatralnych z Białegostoku i Wrocławia.
W programie znalazły się także dwie wystawy. Widzowie mogli obejrzeć dzieła znanego polskiego scenografa i malarza Mikołaja Maleszy. W sali konferencyjnej pojawiła się wyjątkowa wystawa Joanny Królikowskiej - łódzkiej artystki zajmującej się fotografią oraz malarstwem. Ekspozycja "Dziecięce lalki świata" jest świadectwem jej fascynacji światem we wszelkich przejawach.
Krzysztof Białowież, kurator z Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu, ponownie przygotował przegląd najnowszych animacji dla dzieci, młodzieży i dorosłych. W 2017 roku w tym paśmie pojawiły się prace stworzone wyłącznie przez kobiety. Na festiwalu odbywają się liczne warsztaty: scenograficzne, aktorskie i recenzenckie. Teatr przygotował specjalną akcję edukacyjną skierowaną do szkół.
Teatr wychowuje publiczność
Baj Pomorski od lat zajmuje się nową literaturą dla dzieci i stara się rozmawiać o problemach współczesności językiem młodych widzów. To bardzo progresywna i nowoczesna postawa wśród teatrów lalek w Polsce, z których część nadal stawia na klasyczny repertuar dziecięcy. - Teatr lalek nie powinien zamykać oczu na rzeczywistość. Musi śledzić nowe tendencje, badać nowe przestrzenie, sięgać po nowe teksty. Musimy być blisko swojego widza. Musimy wiedzieć, co go interesuje i jaki język do niego przemawia. Festiwal pozwala nam zdefiniować miejsce, w jakim znajduje się nasz teatr w całym środowisku. Przyjeżdżają w końcu do Torunia reżyserzy i dyrektorzy scen, którzy wymieniają się doświadczeniami i ocenami - opowiada Zbigniew Lisowski, dyrektor Baja Pomorskiego i festiwalu Spotkania.
I dodaje: - Całkiem niedawno dzieła współczesnych polskich dramaturgów były w istocie adaptacjami klasyki albo tekstami, które w klasyczny sposób podchodziły do różnych tematów. To był świat księżniczek i książąt z innej bajki - dzieciaki zupełnie nie mogły się w tym wszystkim odnaleźć. Dzisiejsze dzieła - co ciekawe, napisane głównie przez panie - to zupełnie inna jakość. Teatr lalek w Polsce zaczął ewoluować w stronę teatru formy, gdzie lalka jest traktowana jako część scenografii. To wszystko daje nam wiele możliwości - ten teatr może być społeczny, interwencyjny, brutalny.
W jednym z wywiadów Lisowski ostrzegał - scena dla dzieci może wylądować na Schulzowskiej Ulicy Krokodyli i stanie się kiczowatą komercją - Przestrzegałem, bo w Polsce coraz częściej teatry decydują się na zejście do taniej komercji, do spierania się na klasyce i udawania, że jednocześnie robi się coś istotnego - tłumaczy Lisowski - Coraz częściej przychodzą do nas ludzie, którzy widzą, że teatr pełni ważne funkcje wychowawcze.
Jedyną ucieczką przed komercją jest młody dramat. - W ostatnich latach głośno przemówili młodzi dramaturgowie, którzy chcą rozmawiać z dzieciakami na serio. Znaleźli się też odważni reżyserzy. Teatr lalek już dawno przestał być infantylny i obcy jest mu cukierkowy kicz. Gdy podsumowywano kilka lat temu Warszawskie Spotkania Teatralne, krytycy mówili, że lalki mają się lepiej niż dramat, są bardziej konsekwentne, a na scenie bardziej dba się o rzemiosło - tłumaczy dyrektor Baja
Zbliżanie się do rzeczywistości
Ważnym nurtem na festiwalu są od lat spektakle dla "najnajów", skierowane do dzieci, które nie ukończyły trzeciego roku życia. Widowiska niekiedy mocno zanurzone są w sztuce abstrakcyjnej. - Mali widzowie lubią teatr akcji, który ich mocno angażuje. Gdy coś ich wciąga do zabawy, nie przeszkadza im to, że spektakl jest bardzo abstrakcyjny - opowiada Lisowski.
Ale od razu zastrzega: - Niektórzy pedagodzy są bardzo przeciwni takiej sztuce i mówią wprost, że to nie jest najlepszy czas na poznawanie teatru. Ja się oczywiście z takimi ocenami nie mogę zgodzić. Proszę też pamiętać, że z punktu widzenia twórcy i realizatora tego rodzaju teatr daje bardzo wiele wolności, bo można sobie nieźle poszaleć. Wiadomo, że wszystko musi być zgodne z psychologią dziecka, aby sztuka nie wywołała żadnych urazów.
Jak powstaje program Spotkań? - W jaki sposób impulsy z rzeczywistości wpływają na treści i formy w teatrze? Z tego rodzaju obserwacji wykluwa nam się klucz doboru spektakli na festiwal. Szukamy zjawisk ciekawych, w jakiś sposób nowatorskich, co wiąże się z ryzykiem, że nie wszystkie nasze poszukiwania będą w pełni doskonałe. Cóż, kiedy się eksperymentuje i szuka, nie wszystkich da się zadowolić - wyjaśnia dyrektor.
Gdy kilka lat temu Baj Pomorski otwierał festiwal teatralny w Moskwie, Paweł Potoroczyn, były dyrektor Instytutu Adama Mickiewicza, zauważył, że teatr lalkowy może stać się produktem eksportowym kultury polskiej. - Polscy reżyserzy dziś starają się zbliżyć swoje dzieła jak najbardziej do rzeczywistości, do tego, z czym, na co dzień mają do czynienia dzieci w całej Europie - wyjaśnia Lisowski. - Poza tym w dodatku w teatrze lalek przetrwała polska szkoła scenograficzna która była słynna na całym świecie. Wcześniej rolą scenografii było tworzenie iluzji na scenie, dziś porzuca się to na rzecz zbliżenia do rzeczywistości. To nas we wspaniały sposób wyróżnia - teatr lalkowy w Polsce jest dzięki temu w znakomitej kondycji.»